Szlaban na kredki czyli nauka sprzątania w praktyce. I słów kilka o okresach sensytywnych.

Znajoma pracująca w przedszkolu wspomniała mi kiedyś o tzw. okresach sensytywnych, w rozwoju dzieci i młodzieży. Pisze o nich Ferdynand Corominas w książce "Wychowywać dziś". Wg autora "okresy sensytywne (zwane też okresami szczególnej wrażliwości) to fazy w rozwoju dzieci, w których są one szczególnie zdolne do tego, by rozwinąć konkretną funkcję (dotyczącą ciała, umysłu lub woli)". Trwają one do dwudziestego roku życie, kiedy to możemy mówić o dojrzałości w sensie wychowawczym. Książki jeszcze w ręku nie miałam, ale ufając doświadczonemu pedagoga i programowi wychowawczemu przedszkola w którym pracuje, poszperałam w necie i odnalazłam tabelę tychże okresów. 
Jest dla mnie ciekawą podpowiedzią, trochę drogowskazem no i zachętą do sięgnięcia po książkę.
A jak okresy sensytywne mają się do nas? Otóż od jakichś 3 miesięcy szlifujemy sprzątanie. Podobno mamy na to czas do piątego roku życia:) Głównie polega to na przyzwyczajeniu Zosi do tego, aby posprzątała to czym się już nie bawi, zanim weźmie kolejna układankę czy zabawki. Nasz wyświechtany argument, który nawiasem mówiąc nieźle się sprawdza, to: "musisz posprzątać, żebyś miała więcej miejsca na zabawę". A jeśli zabawki wywędrowały z jej pokoju do innego pomieszczenia i nie są juz w kręgu jej zainteresowań, to wtedy argument jest dość arbitralny: "Twoje zabawki mieszkają w Twoim pokoju i tam muszą teraz wrócić". Argument "porządku dla porządku" jest mizerny, lichy i nie do obronienia:) Pojęcie bałaganu jest dla tak małych dzieci zbyt abstrakcyjne. Podobnie jak pojęcie porządku. A odwoływanie się do zdrowego rozsądku dwulatka, do jego poczucia odpowiedzialności można śmiało zastąpić wykładem z fenomenologii, czy neuroplastyczności mózgu - efekt ten sam: gały szeroko otwarte:)
Zabawa jest czymś najwłaściwszym dla dzieci. Żadna Ameryka. Ale Ameryką może być dla rodzica odkrycie takiego sposobu "zabawy", który w rzeczywistości jest sprzątaniem. No więc kiedy po raz kolejny powtarzam swoje ble ble ble, że jeśli chce rozłożyć pociąg to najpierw wszystkie kulki muszą wrócić do swojego domku, czyli pudełka ( w tym wieku schemat rzecz święta:)) a Zosia nie bardzo się kwapi ku temu, to razem z nią zaczynam sprzątać. "Zosia wrzuca kulki czerwone a mama zielone, ok?" Jeśli odpowiedz brzmi "ok", no to luz:) A jeśli "nie!" no to pytam dalej "to jaki kolor chcesz wrzucać? Bo ja zielony" I to najczęściej działa:).
Drewniane klocki. Świetna zabawa, bo Zosia bardzo lubi budować mosty i domy. Ale potem trzeba posprzątać. I znowu jeśli mała się krzywi,chcąc nie chcąc coś wymyślam. "Każdy klocek, który trafił do domku, cieszy się wielce" ( mama albo tata krzyczą "Huraaa!"), albo klocki ustawiają się w rodzinkę przed pudełkiem, tzn. 4 klocki w różnych rozmiarach (mama, tata, Karol i Zosia)potem któreś z nich "naciska" guzik w windzie i jadą doooo góóóóryyy i hop do domku, albo zbierają się w rodzinki czerwonaków, zielonaków, żółtaków i razem w kupie idą spać. Takie sprzątanie zawsze też jest okazją do nauki kolorów, liczb czy figur. Niezbędna cierpliwość. A ja jestem z natury bardzo niecierpliwa. No więc uczymy się razem: Zośka sprzątania, a matka cierpliwości.
Sprzątanie garów po tej "dzielnej pracy"
w kuchni, poszło kuchareczce
śpiewająco:) Brawo córeczko!
Fajnie jest obserwować jak pięknie się uczy, jak sama po zabawie wkłada kartoniki do pudełka i prosi mnie, żebym odłożyła na półeczkę na którą nie dostanie.Oczywiście zawsze potem mówię Zosi, że świetnie posprzątała, że ładnie pracowała. "Praca" to u nas słowo-klucz. Chyba takie echo mojej sympatii do Montessorii:) Zabawę Zosi nazywamy pracą. Układanie, rysowanie, malowanie itd. Zosia często podsumowuje swoje zajęcie: "Zosia ciężko pracuje", albo "Zosia dzielnie pracuje:)", albo naśladując marudzącą matkę, osuwa się na fotelik i mamrocze pod nosem " Nie mam siły":). Wie, że każdy z nas ma swoją pracę. Jest to też całkiem sprytny sposób wytłumaczenia jej, dlaczego Karol -jej niepełnosprawny brat - nie robi tego czy tamtego. Karola praca to rehabilitacja, hipoterapia, basen, logopedia, zajęcia w przedszkolu. Kilka godzin dziennie ciężkiej harówy. Całkiem fajnie to funkcjonuje. Choć naturalnie bywają zgrzyty.

Ale wracając do sprzątania:) Zdarza się oczywiście, że sprzątaniu Zosia mówi stanowcze nie. Tak tez było i dzisiaj. Zosia uwielbia rysować. U W I E L B I A. Z reguły nie ma problemu z posprzątaniem kredek po rysowaniu, ale dziś była już trochę marudna i zdecydowanie odmówiła współpracy. Co zrobić? Po pierwsze: "tylko się nie denerwować!". Głupia odpowiedz, szczególnie kiedy pod czachą człowiekowi już dymi. No to nie mówię już o tym czego nie powinnam robić a powiem o tym co zrobiłam. Intuicja podpowiadał mi ostateczne rozwiązanie: Szlaban na kredki! Na cały dzień. Był płacz i zgrzytanie, ale kara jest nieodwołalna. Nie na długo jednak, bo szybko znalazła sonie inne fascynujące zabawy.
Kiedy o tym myślę, to odczuwam satysfakcję i radość z trzech powodów:
po pierwsze: Szlaban na komputer czy tv są dla Zosi dużo mniej dotkliwe niż szlaban na kredki:) Co pięknie pokazuje na czym jej bardziej zależy. TV nie ogląda, a jeśli już jej się zdarzy, to szybko ją nudzi. Do bajek na PC tez nie ma niezdrowego przywiązania.
Po drugie: Szybko znalazła sobie inną zabawę ( gotowanie na niby, memo zagrane z mamą, książeczka itd.). Fajnie poradziła sobie z ta karą. Nie "jojcyła", ale potrafiła znaleźć wiele innych fajnych zabaw, bo przecież na kredkach świat się nie kończy:) Może to być dla niej fajnym doświadczeniem, szczególnie teraz, kiedy kredki harują na cały etat:)
Po trzecie: Po tym niemiłym zdarzeniu, łzach i żalach, już ani raz do końca dnia nie przypominałam jej o konieczności posprzątania. Sama odkłada wszystko na swoje miejsce, opowiada "tatusiu, Zosia odłożyła tam"(w sensie "na swoje miejsce"), co spotyka się z naszej strony z nieskrywaną radością:) Ona to widzi i czuje, cieszy się i też jest z siebie dumna. "I Chuck ma być":)!

Etykiety: , ,