Agnieszka z
makowego pola swoim cudnym wpisem (też) o teatrzyku przypomniała mi, że czeka sobie w "roboczych" zaczęty dawno post o naszym teatrzyku z Zosią. Ten teatrzyk o trzech świnkach był prostą konsekwencją tego co Zosia wyczyniała i mojej od dawna dopieszczanej chęci zarażania Zosi teatralnością. Karolek też lubi ten świat iluzji i prawdy powiedzianej inaczej- teatrzyków. Jest doskonałym widzem, jest cały w tym co dzieje się na scenie.
Zosia jest taką chodzącą narracją i suflerem. Cokolwiek trafi w jej rączki natychmiast ożywa. Kręci małym lego-piratem grającym rolę dziadka i zniżając głos mówi jego kwestię. A potem chińska plastikowa, chrobocąca krowa, która na chwilę zamienia się w jej wróżkowatych rączkach w podskakującego konika, niesie na swym grzbiecie dziadka do Gusi (czyli babci Bogusi):) I tyle ja widzieli. Wszystko gada ze wszystkim: papierki po cukierkach z cukiernicą, śrubki z kluczami, zakrętki z kubeczkami a klocki z lalkami.
Dużo wcześniej, kiedy Karolek był mniejszy a Zosi nie było jeszcze na świecie, podobne do tych poniżej, figurki zrobiliśmy dla Karolka. Były to zwierzątka. Karol je uwielbiał. Kiedy naśladowaliśmy ich głosy odstawiając przedstawienia, Karol był wniebowzięty:) Teatr jest cudowną i bardzo, bardzo przyjemną terapią. Mogliśmy to zauważyć w szpitalu, kiedy Karol był jeszcze usidlony sprzętem. Rzucaliśmy koc na ramę łóżka, i zatrudnialiśmy szpitalnych aktorów ( papierki po cewnikach, butelki z kolorową wodą albo i bez, rękawiczki lateksowe) albo nie szpitalnych również z aktorskimi predyspozycjami ( małe zabawki, książeczki, klocki i nasze własne facjaty :)). Mówię Wam, teatr ma wielką moc! Ale tylko ten prawdziwie przeżywany, angażujący (niekoniecznie zaangażowany).Dlatego myślę, że dzieci najlepiej odbierają teatr. Bez bufonady. Najfajniej to widać na Teatrach ulicznych, które uwielbiamy (
tutaj pisze o takim przedstawieniu, kiedy wśród publiczności były dzieci i o ich reakcji).
Nasz teatrzyk o świnkach powstał podobnie jak u Agnieszki z makowego pola - z inspiracji pięknie ilustrowaną książką). Trzy świnki to klasyka, choć w każdej książce różni się ta historyjka ciekawymi niuansami). Kiedy Zosia zaczęła mówić sobie pod nosem fragmentu książeczki, to uznałam, że to idealny moment na teatrzyk.
Najpierw naszkicowałam "aktorów" i elementy scenografii:), potem wycięłam no a potem razem z Zosią ubarwiłyśmy wszystko. Jeszcze tylko długie patyczki do szaszłyków i teatr gotowy!:)
Zrobiłam podwyższenie na scenę i posadziłam w pierwszym rzędzie szanowną publiczność. Publiczność szybko uznała, ze znajduje się po niewłaściwej stronie i zajęła tę właściwą:) A ponieważ nie chciała grać sama tylko z mamą, to razem grałyśmy dla pustej widowni i świetnie się bawiłyśmy:)
Mamy kolejne pomysły na rozwój naszego teatrzyku "Robaczków":) Z opakowania nowej kuchenki gazowej ocaliłam dwie ramki tekturowe. Wyglądają jak ekran tv. Gdyby tak jeden podkleić przezroczystym matowym papierem, byłby teatrzyk cieni. A do wewnętrznej części drugiej ramki można doczepić dwie kurtynki i będziemy postawić wysoko i mamy teatrzyk kukiełkowy.
Nasza garderoba też stwarza sporo możliwości:) To po prostu dwa duże kawałki tkaniny przypięte pod sufitem, do samej ziemi. Idealna kurtyna a za nią zaplecze dla aktorów. Zacieramy już rączki:)!
I kilka zdjęć ze starych czasów, kiedy dla Karolka teatrzyk był artterapią. Dla nas też.
Etykiety: plastyka, teatrzyk, zabawy edukacyjne