Montessori mieszka w kuchni


"Kuchnia to nie miejsce dla dzieci!". Tak powtarzali mi dorośli kiedy byłam dzieckiem. Teraz też czasami to słyszę, kiedy któreś z dzieci, szczególnie Zosia zapamiętuje się w kuchennych rozrywkach. Naturalnie nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Przeciwnie. Uważam, że kuchnia nie tylko służy do przyrządzania potraw ale przede wszystkim do poznawania świata. "W kuchni się gotuje, w kuchni jest wrzątek, w kuchni są noże- kuchnia to nie jest miejsce dla dzieci!". Nożom przeszkadzać nie będziemy a na wrzątek uważamy. Intuicja zawsze podpowiadała mi, że najbardziej fascynujące i wciągające dla dzieci jest to, co prawdziwe (nie zabawkowe i przeznaczone do zabawy) i proste. Zosia zadomowiła się w kuchni, na samodzielnych, indywidualnych warunkach, mocnym akcentem tuż po ukończeniu pierwszego roku życia. Wcześniej towarzyszyła mi zachustowana, podczas przyżądzania posiłków i wertowaniu książek kucharskich. W pojemniku do segregacji znalazła - uwaga, będzie niepedagogicznie - butelkę po białym winie musującym. Fascynujący przedmiot dał się turlać, był ciężki dziwnie odbijał światło. Umyłam więc butelkę i nie przeszkadzałam małej w tej fascynującej lekcji. I jak dziecko przylazło do kuchni, tak w niej zostało. Garnki, rondle i patelnie wzbudzały podziw swoim ciężarem, wydawanymi dźwiękami i czymś co ja nazwałam lekcją o proporcjach. Do tego samego posłużyły jej zakrętki, nakrętki. wkładała jedną w drugą aż któregoś dnia powiedziała, że jedna jest duża a druga mała.
Potem dłuższy czas trwała zabawa w ustawianie od najmniejszej do największej i mówienie o tym. Jednocześnie odkrywała ziarna, ziarenka, makarony, które łączyła, wybierała i obserwowała. Po wymieszaniu różnych mniejsze szły na dno a większe pozostawały raczej na górze, co nie uszło jej uwagi. Lekcje kuchenne - lekcje o proporcjach, wielkościach, fakturach, stanach skupienia. Jeszcze  nie nazwane i zdefiniowane. ale przeżyte i doświadczone. Najprzyjemniejsze, najbardziej fascynujące, i fascynujące coraz bardziej.  Rozbieranie cebulki było niezapomnianą lekcją:). Ktoś powie, że przecież mogłam jej nie dawać tej cebuli, ale wytłumaczyć, że będą ją piekły oczka i w ten sposób uchronić przed łzami. Ale w ten sposób wystarczyła jedna lekcja a raczej warsztat, dzięki któremu nauczyła się, poznała i doświadczyła więcej i nie były to tylko łzy. Już kilka dni po tym opowiadała mi, ze cebulka ma dużo żółtych sukienek i jest warzywem i że nie smakuje jej cebula:). O płaczącym detalu wspominała tylko wtedy, gdy widziała, że kroję cebulę. Pytała tylko "już płaczesz mamusiu?":). 
Kluski leniwe i "pracowita trzyświnka" - częsty widok w naszej kuchni:)
Bardzo szybko przyszedł czas na czynne towarzyszenie mi w przygotowaniach posiłków. Krojenie warzyw i owoców nauczyło ją, że jedne są miękkie a inne twarde. Że jedne są bardziej soczyste od innych. Przy takich zajęciach fajnie sprawdza się nożyk z ikeowego kompletu dla dzieci. Sztućce wykonane są ze stali, nożyk ma stosunkowo długą i ząbkowaną krawędź a uchwyty wykonane są z tworzywa. W tych zabawach kuchennych nie chodzi tylko o samodzielność, choć jest bardzo cennym ich elementem. "Jeśli praca jest prawdziwa, dziecko uczy się opanowania i rozwija swój zdrowy wizerunek– mycie owoców i warzyw, nakrywanie lub ścieranie ze stołu, zmywanie, podlewanie kwiatów, nawadnianie ogrodu, sortowanie, składanie i sprzątanie prania, zamiatanie, odkurzanie, pomaganie w ogrodzie czy wykonywanie każdego codziennego zajęcia w swojej rodzinie". Zawsze czułam to intuicyjnie, a   pedagogika Montessori pozwoliła mi tą intuicje uporządkować i nazwać. Pozwolę sobie na przytoczenie dłuższego fragmentu z Niezbędnika Montessori "Radosne dziecko", z którym nie tylko się zgadzam, ale którego słuszność doświadczam towarzysząc na co dzień Zosi w jej poznawaniu świata: 
Przyłapana na samodzielności :)
"Powody i metody, dla których dziecko pracuje są zupełnie różne od naszych. My rodzice zwykle wybieramy jak najefektywniejszy i najszybszy sposób na wykonanie zadania. Dziecko natomiast pracuje, aby opanować wykonywanie zadania i aby przećwiczyć i udoskonalić swoje umiejętności. Może ono szorować stół przez wiele godzin, ale tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę – czuje taką potrzebę. Może ono zamiatać podłogę codziennie rano przez dwa tygodnie, a potem przez miesiąc tego nie powtórzyć, ponieważ zajmie się opanowywaniem czegoś innego. Jeśli oczekiwalibyśmy od dziecka, że będzie ono wykonywało każde nowe zadanie codziennie to nie miałoby ono czasu na sen.
W pracy istnieje wiele fizycznych, emocjonalnych i umysłowych wartości. Dzięki tym zajęciom dziecko uczy się niezależności. Niezależność powinna być zawsze brana pod uwagę przez odpowiedzialnych rodziców podczas wyborów w każdym wieku dziecka. Dzięki niej dziecko uczy się koncentrować, kontrolować swoje mięśnie, uczy się skupiać, analizować logicznie kroki i wykonywać zadania do końca.
W domach Montessori dzieci potrafią się koncentrować, podejmować inteligentne decyzje i opanowywać podstawy z różnych dziedzin takich jak matematyka, język, sztuka i nauki ścisłe właśnie dzięki wartościowej pracy w praktycznym życiu. Ale celem ich pracy jest wewnętrzna satysfakcja i wsparcie optymalnego ich rozwoju.
Biorąc udział w codziennych rodzinnych pracach i osiągając sukces przy ich wykonywaniu dziecko staje się spokojniejsze i bardziej zadowolone. Taki stan pomaga mu osiągnąć pokój wewnętrzny i miłość do środowiska i innych."
Nigdy nie zmuszam czy nie zachęcam na siłę Zosi do pracy w kuchni. I chyba dlatego w zamian dostaję takie informacje zwrotne: -Zosiu, chcesz teraz obejrzeć bajkę czy wolisz popracować ze mną w kuchni i upiec ciasto? - Wolę popracować w kuchni:) Ale zabierzemy ze sobą Karolka, mamusiu? Nie pamiętam już dobrze, czy Zosia miała już dwa latka, kiedy sama zrobiła sobie kanapkę. "Przyłapałam" ją na smarowaniu kromki masłem a robiła to z taką koncentracją i poświęciła temu tyle czasu, jakby to nie głód kazał jej zabrać się za to, ale fascynująca ta czynność rozsmarowywania masła na chlebie. We wspomnianym niezbędniku znalazłam również ciekawy fragment o istocie koncentracji dziecka w pracach domowych, również kuchennych:
Rozkładanie i składanie ściereczek. Pełna koncentracja i zaangażowanie
"Jedno z najbardziej uspokajających zajęć dla dzieci to koncentrowanie się. Nie chodzi tutaj o pasywną koncentrację bez własnego zaangażowania, jak podczas oglądania telewizji czy filmów na video. Zadanie musi być kontrolowane przez dziecko tak, aby mogło ono je powtarzać tak często jak to tylko potrzebne i powinno ono stawiać wyzwania zarówno dla ciała dziecka, jak również dla jego umysłu".
I jeszcze jedna rzecz, którą przeczuwałam a  "Radosne dziecko" mi potwierdziło:
"Jeśli to tylko możliwe i bezpieczne dajemy dziecku piękne i tłukące się materiały, dzieląc z nim z szacunkiem wszystko, z czego korzysta cała rodzina – naczynia z gliny, ze szkła, metalu, prawdziwe narzędzia. Następuje wielki wzrost szacunku u dziecka dla samego siebie, kiedy pozwolimy mu korzystać z naszych rzeczy zamiast plastikowych substytutów. Co więcej pojawia się również u dziecka szacunek i troska o materiały, które są piękne i tłukące."
-Zosiu, nie odjadaj proszę.
-Ale ja muszę podjadać mamusiu.
-A to dlaczego?
-Bo łyżeczka musi być czysta.
Pamiętam takie zdarzenie z naszego wyjścia na ciastko do kawiarni.  Zbyszek z Karolkiem zajęli miejsce przy stoliku a ja z Zosią składałyśmy zamówienie przy ladzie. Kiedy pani ustawiła przed nami rządek talerzyków z ciastkami, poprosiłam Zosię o pomoc. Podając jej talerzyk poprosiłam, żeby poszła już z nim do naszego stolika. W kawiarni było sporo gości i zauważyłam, że duża część z nich, razem z paniami za ladą bacznie i z niepokojem obserwują naszą małą trzylatkę. Nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero po czasie dotarło do mnie, że w skupionych spojrzeniach można wyczytać bukmacherskie zakłady:  potłucze nie potłucze? Prócz tego dotarło do mnie i to, że lekkomyślny mój postępek (którego nie żałuję i chętnie powtórzę) wynikał z doświadczenia domowego, kiedy Zosia korzysta i używa do pracy prawdziwych przedmiotów. Naturalnie pod kontrolą i czujnym acz nienadgorliwym baczeniem z mojej strony.
Praca w kuchni to również sprzątanie po przygotowaniu posiłku czy każdej innej zabawie kuchennej. Nauka sprzątania bywa męcząca szczególnie kiedy Zosia po prostu nie ma na to ochoty. W takich sytuacjach (opanowując zmęczenie i emocje;)) pokazujemy Zosi co traci, kiedy się ociąga i marudzi. Podobnie jak w tej przyjemniejszej części tak i teraz oferujemy jej swoją pomoc, ale nie wykonujemy jej za nią. Takie sytuacje również są cenne, ponieważ uczą Zosię co to znaczy marnować i tracić czas. Biedactwo nie wie, ze będzie się z tym zmagać do swej sędziwej starości, jak każdy zwykły człowiek, ale im wcześniej nauczy się cenić swój czas tym lepiej:) I być może łatwiej będzie jej przychodziło planowanie swojego czasu. A co może tracić trzylatek kiedy  marnuje swój czas? Ano to co w -nazwijmy to umownie- planie, jest kolejne: lekturę ukochanej książki, kolejną zaplanowaną zabawę, obejrzenie bajki, albo -co dla naszego pracusia jest najbardziej dotkliwe - następną pracę (np. wieszanie prania:)). Pamiętam pierwszą taka "lekcję". Była na prawdę cenna. Zosia z pewnym zdumieniem odkryła, że coś fajnego może jej przepaść, coś na co czekała. Usilnie kombinowała i natrudziła się nad przekonywaniem rodziców, żeby za nią posprzątali jej miejsce pracy-zabawy. Byliśmy przygotowani na silny sprzeciw ze strony małego Bonaparte mieszkającego w filigranowym ciele dziewczynki. Rzecz skończyła się jednak pięknie. A uratowała nas Zosiowa przesadna skłonność do logicznego myślenia. Posprzątała swoje zabawki i z pięknym zrozumieniem przyjęła do wiadomości, że jest już tak późno, że minął czas i na dobranockę i na wieczorną lekturę. Po tej przykrej wiadomości dostała kolejną, że jutro będzie jedno i drugie, a tamtego wieczora w zamian były kołysanki mruczane jej do uszka:).

Prawdziwe, "dorosłe" przedmioty to też sztućce.
"Dorosłego" ale małego widelca Zosia używa odkąd skończyła półtora roku. 

A od prawdziwego widelca już nie tak daleka droga do prawdziwego miksera;)

Początki przygód kuchennych







Sałatka owocowa, czyli pyszny banał, dużo krojenia, jeszcze więcej zabawy. 








Koktajl bananowy...

...2 banany, kefir/kwaśne mleko, trochę śmietany, miód, cynamon. Zosia jeszcze dodaje, że mikser:)


A to były faworki.



Któregoś dnia po powrocie z przedszkola dziecku zachciało się
deseru. Cały deser zrobiła całkowicie samodzielnie.
Moja rola graniczyła się do ustawienia jej potrzebnych
składników na stole. Była z siebie taka dumna.
Faaaajne to:)











Etykiety: , , ,