Jeszcze ździebełko o obumarłym ziarnie

Co kilka dni sialiśmy z dziećmi ziarenka. Ostatnie we wtorek przed Wielkanocą. W niedzielę, niedługo po śniadaniu przekonaliśmy się o co chodziło z tym obumarłym ziarnem.Na białej kartce układaliśmy obok siebie pszenicę w różnych fazach wzrostu, począwszy od ziarenka skończywszy na najwyższym źdźble. Wniosek był taki- im twardsze ziarno (pełne) tym mniejszy pęd pszenicy i korzeń. Natomiast im bardziej puste ziarenko, "zniszczone" tym większa i ładniejsza roślinka.
W następnych dniach po tym doświadczeniu, natykałam się na Zosię pracującą samodzielnie z tym materiałem;). Wdzięczny widok. Wyciągała ziarenka i trawki różnej wielkości, układała obok siebie, sprawdzała twardość ziarenek i opowiadała sobie a muzom. Potem pszenicę na powrót...wtykała do ziemi, żeby mała co jeść(pszenica:)).
Chciałabym pociągnąć to nasze wielkanocne doświadczenie. To co nam tak pięknie wyrosło chciałabym przesadzić na zagonek. Może się przyjmie.(Czytelnik na co dzień obcujący z uprawą zbóż, ma chyba teraz niezły ubaw;)). A jeśli się przyjmie i dojrzeje nam choćby jeden kłos a w nim ziarna, no to wyjaśni nam się zagadka "obfitego plonu".:) 
Swoją drogą wielka jest moc w takim ziarenku, w takiej małej roślince. Te byle-korzonki, które bez problemu można przeciąć paznokciem, przedarły się przez naszą papierową doniczkę i wrosły w...obrus. 








Etykiety: , , , ,