Vanda comes back from Plymouth!

Wróciła dziś i przyniosła nam angielską pogodę. Za to Hani i Asi zawiozła słońce i piękne polskie lato. A może późną wiosnę. To druga podróż Vandy. Pierwszą była podróż do Rzymu z Karolkiem. Pojechała i wróciła razem z nim. Dziś natomiast wróciła w kopercie z pieczęcią poczty królewskiej. Posmak nowości i przygody - choćby "cieniutkiej" - bardzo przyjemny:) Zapowietrzona Zosia przez moment wyglądała jak Pollyanna Hayley Mills.
To właśnie ta mina.
Z paczki niecierpliwie wyciągała bilety, muszelki- a wiesz, że w niektórych muszlach mieszkają raki nieboraki?!- liście, mapę, foldery. Mamooo, paaa! Z Vandą przywitała się jak z siostrą. Teraz wszystkie informacje zwrotne czekają bezpiecznie w królewskiej kopercie z bąbelkami. Wszystkie oprócz Vandy. Ją Zosia chciała postawić na widoku, żeby się napatrzyć, nacieszyć, zanim znowu nasz ft ruszy w swoja następną podróż. Do Santiago de Compostela.
Obiecuję, i motywuje się tą publiczna obietnicą, że najpóźniej do końca lipca opiszę podróż Vandy. Tą do Rzymu i tą do Plymouth. Oczywiście ze zdjęciami jak na każdy dziennik z podróży przystało. Tymczasem kilka zdjęć na gorąco z powrotu.
Haniu, Asiu, Aniu i Olo - dziękujemy za gościnę.
Czekamy na waszą podróżującą chudzinę :)

ps. a przy okazji dowiedziałam się co to takiego efekt Pollyanny




















Etykiety: , ,