Vanda w Plymouth (UK)

Relacja Ani  z odwiedzin Vandy w ich rodzinie w Plymouth (GB)



Vanda przybyła do nas cała i zdrowa. Oto ona na tle naszego domku.


Asia, Hania i Vanda


Vanda była przerażona jazdą prawym pasem i zamykała oczy. Ale w końcu przyzwyczaiła się i nawet to polubiła. Drugim zaskoczeniem było to, że samochody maja kierownice po drugiej stronie. Czasem się nawet myliła i wsiadała do samochodu od strony kierowcy. 




Vanda, jak tylko przyjechała, od razu je wypatrzyła - autobusy!. Wysokie, piętrowe. W Plymouth maja różne kolory i naprawdę, to wielka frajda siedzieć wysoko i patrzyć z góry.









Drogi w Dewon i Kornwalii, oprócz tych bardzoooo głównych, wyglądają właśnie tak... Z jednej strony żywopłot, z drugiej strony żywopłot i miejsce na jeden samochód. Mama dziewczynek zawsze drży, bo nie zawsze widać samochód nadjeżdżający z przeciwka. A do minięcia się służą takie małe rozszerzenia i czasem trzeba się troszkę cofnąć.



Ludzie tutaj najczęściej mieszkają
w domach tego typu.
W Looe Vanda nareszcie miała okazje zobaczyć
słynną na cały świat 

angielską budkę telefoniczną.
Taki widok jest już raczej rzadki,

 ponieważ prawie każdy ma telefon komórkowy. 
Koło budki stała najprawdziwsza
 angielska skrzynka pocztowa. 



A oto Hania w swoim szkolnym mundurku. Takie własnie mundurki ubierają wszystkie dzieci  w Anglii. Każda szkoła ma swój kolor. Najczęściej jest to niebieski, zielony, czerwony a nawet fioletowy. Hania go bardzo lubi i każdego wieczoru starannie przygotowuje na krzesełku.

















Zabrałąm Vande w bardzo ważne miejsce w Plymouth -tam, gdzie stoi latarnia. Jena z najsłynniejszych na świecie. Na niej obecnie wzorują się wszystkie latarnie na świecie. Jest piękna i widać ja z daleka. Coś więcej możecie o niej poczytać tutaj

Miejsce, gdzie znajduje się latarnia nazywa się Hoe. Jest to wysoki klif, z którego rozpościera się cudowny widok. W słoneczna pogodę ludzie wylegują się na trawie i oglądają przepływające statki.








Na Hoe można zobaczyć wiele pomników. Vanda znalazła ten, poświęcony polskim żołnierzom walczącym tutaj w czasie  II wojny światowej. Ponoć Plymouth było jedynym miastem, w którym w czasie defilady zwycięzców brali udział również Polacy.


Wzięłam też Vande na spacer po miejscu, które nazywa się Barbican. Jest tam mnóstwo galerii, restauracji i klimatycznych zakątków. Na Barbicanie znajduje się też marina, do której spędza czas wielu żeglarzy. Jest to najbardziej turystyczne miejsce w Plymouth. 



















Vanda odkryła w Plymouth bardzo interesujące miejsce - destylarnie ginu. Plymouth Gin wygrywa w światowych rankingach, a w Anglii to chyba tylko w tym jedynym miejscu można go kupić. I tutaj też pojawia się polski akcent - do jednej z odmian ginu używa się polskich jagód!



Vanda towarzyszyła mi w czasie egzaminu i dodawała mi otuchy. A po egzaminie przypomniała o zasłużonym odpoczynku. Zabrałam ja do Royal William Yard. Jednego z najpiękniejszych miejsc w Plymouth. Kiedyś była to wojskowa placówka a obecnie są tu luksusowe mieszkania, wyśmienite restauracje i puby.








Któregoś dnia, gdy wszyscy wrócili ze szkół -no tak, u Srokoszów wszyscy się uczą: Hania w szkole podstawowej, Asia w szkole dla wyjątkowych dzieci ( tak jak Karolek), Olo uczy się na uniwersytecie jak zostać dobrym dentysta a ja uczę sie angielskiego w Collegu. Tak więc, gdy wszyscy wrócili, pojechaliśmy na popołudniowa wycieczkę do Seaton, niedaleko Plymouth.  Był to najcieplejszy dzień w roku. Byliśmy tam po raz pierwszy i bardzo nam się tam podobało. Przeszliśmy się ścieżką, tzw. coast path, a potem dziewczynko popluskały się w wodzie. Takie ścieżki, tuz nad brzegiem morza czy oceanu,  dookoła całego kraju, a na południu  bardzo popularne. 

Podobnie jak ławeczki dedykowane zazwyczaj ukochanej osobie, która uwielbiała właśnie to konkretne miejsce. Na jednej z takich ławeczek odpoczywał Olo i Vanda











W pewną niedzielę zabraliśmy Vandę do Looe. Bardzo lubimy to miasteczko. Trzeba się do niego przeprawić promem. Razem z Hania puszczała latawca. 








Mieliśmy szczęście- w porcie w Looe stacjonował własnie okręt Królewskiej Marynarki a nieco dalej odbywały się wyścigi na śmiesznych łodziach.










U Hani w szkole był międzynarodowy tydzień. Rodzice dzieci zostali zaproszeni, aby wspólnie zjeść lunch. Hania wybrała sobie hinduskie curry . Ja zjadłam angielski “Jacket potato”. Jest to olbrzymi upieczony ziemniak, przekrojony na pół i polany jakimś sosem, albo posypany żółtym serem.















Po lunchu Hania zabrała mnie na szkolny plac zabaw. Tutaj każdy rocznik ma swój plac zabaw, ale od czasu do czasu dzieci mogą też bawić się na innych. Dzieci codziennie bawią się na świeżym powietrzu, nie zależnie od pogody.


Wieczorem Hania poprosiła tatę, aby wyszedł z nią na rower. Pojechaliśmy więc wszyscy do pięknego Parku Narodowego Dartmoor. Jest w nim miejsce, które w czasie II wojny światowej było lotniskiem. Na zdjęciu za Hanią widać pozostałości pasu startowego i schronu.





W Dartmoor stacjonowali również polscy lotnicy służący w RAFie.














W niedziele wszyscy pojechaliśmy do Burgh Island. Byliśmy tam pierwszy raz. W czasie odpływu na wyspę można przejść na nogach, a w czasie przypływu trzeba skorzystać z pomocy tego pojazdu - pewnie Karol byłby zachwycony. A skąd biorą się przypływy i odpływy? Siła grawitacyjna Księżyca i Słońca oraz ich wzajemne ułożenie w stosunku do Ziemi, powodują ruchy wód na Ziemi. Szczególnie widoczne jest to w oceanach. I tak zazwyczaj dwa razy na dobę mamy w Anglii na zmianę: dużo wody przy brzegu, albo mało, tak, ze plaże robią się bardzo rozległe. Taka własnie ją zobaczyliśmy.




 W Anglii upał to 20-25 stopni.  Woda oczywiście jest zimna -dzisiaj miała 13 stopni. Ale dzieci i tak się kąpią. Żeby za bardzo nie zmarznąć, zamiast zwykłych strojów zakładają kombinezony. Hania też. . W piance zimna woda nie przeszkadza nawet Asi, która dzisiaj radośnie cała się pluskała - aż po szyje. Vanda wolała powygrzewać się w cieplutkim piasku i na rozgrzanych skalach. Pilnowała grilla i przypominała Olowi, że już czas odwrócić kiełbaskę na drugą stronę



Potem Olo zabrał nas do Salcombe. Dziewczyny tam jeszcze nie były. Pojechaliśmy tak jak nas prowadziła nawigacja… no i mieliśmy szczęście - bo trafiliśmy na taka drogę, która jest przejezdna tylko w czasie odpływ. A tego dnia  właśnie był odpływ. A Salcombe okazało się być uroczym miasteczkiem. Swój dom ma tutaj np. Rod Stewart.




Vanda już w Plymouth rozpoczęła wędrowanie szlakiem św. Jakuba:)


Etykiety: , ,